poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Rozdział 5

Tak, widziałam w oczach taty ten błysk szczęścia. Dawno nie widziałam go tak zadowolonego.
-Dobra, dobra dzieci drogie koniec tych czułości. -Spojrzałam na chłopaka, stojącego na przeciw mnie. -Nikodem pomógł mi z urządzeniem tego miejsca, możesz mu podziękować.
Tak też zrobiłam, ponownie mocno przytuliłam chłopaka. Ahh tak pewnie zastanawiasz się kim jest Nikodem. Tak myślę, że należą Ci się wyjaśnienia. Nikodem jest synem taty z jego wakacyjnej przygody a mianowicie moim starszym bratem. Mimo tego, że mieszka w Londynie z matką mamy dobry kontakt, rozmawiamy na skype a jak tylko jest możliwość to się spotykamy. Nikoś wpadł do Warszawy na tydzień, bo ma jakieś sprawy, wcześniej przez internet pomagał tacie urządzić to studio. Nie wiem z czego się bardziej cieszę, z własnego piętra a może raczej z widoku ukochanego braciszka.
-No młoda damo idź się ogarnij i zabieram Cie na wycieczkę - Powiedział z uśmiechem i poczochrał moje włosy.
Ubrałam coś wygodnego a zarazem eleganckiego. Nikoś pokazywał mi wszystko co powinnam poznać nim moje życie tutaj rozkręci  się na dobre.
 Do końca tygodnia siedziałam w domu. Załatwialiśmy szkołę, kupiliśmy podręczniki, nowy plecak. Z jednej strony boje się tam iść ale jestem strasznie podekscytowana i ciekawa jak to będzie. A zostało mi tylko pół roku. Będę uczennicą prywatnego gimnazjum w centrum miasta. Niecałe trzydzieści minut od naszego domu autobusem. Dziękuję mamo, dziękuję tato za skazanie mnie na noszenie mundurka i chodzenie do szkoły z bandą rozpieszczonych małolatów.
Niedziela strasznie szybko mi minęła. Przygotowałam się by w poniedziałek o ósmej wyjechać do szkoły. Lekcje mam na dziewiątą i tata zaproponował, że mnie podrzuci. Kochany.
Wyszłam z samochodu z ogromnym trudem. Zarzuciłam włosy do tyłu. Poprawiłam spódniczkę. I z głową uniesioną do góry a piersiami wypiętymi w przód wkroczyłam na teren placówki.
Idę tym długim korytarzem i czuje na sobie wzrok tych dziewczyn, obgadują mnie, bo jestem nowa. Do dziś pamiętam, jak chodziłam do szkoły w Krakowie i do naszej klasy doszła Majka. Nie miała życia, każdy jej dokuczał, wyzywał, że nie pasuje do nas bo jest NOWA a teraz ona zajmie moje miejsce a ja stanę się ofiarą. Tak karma wraca. Gdy minęłam w końcu te dwie puste blondynki dotarłam do sali, w której miały odbyć się zajęcia. Język polski z kobietą, która jest moją wychowawczynią. Zajęłam pierwszą ławkę przy biurku, zapewne nikt tutaj nie siedzi. Nagle zabrzmiał dzwonek a klasa zaczęła zapełniać się uczniami. Gdy przeglądałam facebooka podeszła do mnie niska brunetka, z różowym neonowym plecaczkiem.
-Cześć jestem Nicola - wyciągnęła do mnie prawą rękę. -A Ty pewnie jesteś Vanessa, pani Kot mówiła, że przyjdzie nowa. -obdarzyła mnie ciepłym uśmiechem.
-Tak, dokładnie Vanessa, ale dla znajomych Ness. -odwzajemniłam uśmiech.
-Chodź, usiądziesz ze mną z tyłu. Nie możesz siedzieć sama w pierwszej ławce.
Chyba będę miała nową koleżankę. Całkiem w porządku. W sumie wszyscy z mojej klasy są w porządku. Chłopcy stwierdzili, że muszę mieć jakieś przezwisko. No bo każdy ma w tej rodzinie a ja jestem teraz ich nową siostrą. I tak zostałam Czekoladką, oczywiście to przez karnację. Jednak Filip stwierdzi, iż jestem słodka i to bardzo pasujące do mnie przezwisko.
Po lekcjach całą klasą wybraliśmy się na wycieczkę. Bo ja muszę zobaczyć okolicę a klasa musi się integrować.

Jak ten czas szybko leci.  Dopiero zaczęłam naukę w nowej szkole a tu już prawie wakacje. Naprawdę nie sądziłam, że moje życie jeszcze może się tak potoczyć. Ale do rzeczy.
Pewnego dnia po szkole, znudzona nauką, weszłam na facebooka by sprawdzić co tam słychać na grupach. Nagle na dole strony pojawiło się okienko czatu. Napisała do mnie niejaka Emilia Pączek. "Hej, co słychać? Polubiłaś mój post, że u Ciebie też nudno. Tak więc pisze, może się poznamy?". Zwykłe hej a zapoczątkowało znajomość, która trwa do dziś. Znajomość, którą łączy wielka siła i pragnienie spotkania się. Tak  z czystym sumieniem mogę Emilkę nazwać moją internetową przyjaciółką. Piszemy do siebie zaraz po przebudzeniu, wysyłamy sobie zdjęcia gdy jemy śniadanie, myjemy zęby, gdy siedzimy przed telewizorem, rozmawiamy przez skype i telefon wszystko idealnie. Jest tylko jeden minus Emka mieszka w Szczecinie tylko i aż 455 kilometrów ode mnie. Niby mówi się, że odległość nie znaczy nic ale gdy jest smutno właśnie te cyferki dobijają najbardziej. Świadomość tego, że jest ktoś, ktoś smutny i potrzebujący naszego wsparcia, przytulania, milczenia, wspólnego płakania a my nie możemy zrobić nic. Ta myśl powoduje, że mam jeszcze większego doła. Ale potem pocieszam się, że to nie koniec świata i może kiedyś się uda..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz